Dziś chciałabym poruszyć jeden z ważniejszych dla mnie tematów, a mianowicie moja przemiana i odchudzanie. Do tej pory na swoim blogu zamieszczałam moją przemianę ze strony pozytywów, i nie dostrzegałam negatywnych rzeczy, jednak po czasie i takie się pojawiły. Na tą chwilę schudłam już 42 kg, pozbyłam się chorób które zagrażały mojemu życiu, nie mam nadciśnienia i mogłabym rzec że jest perfekcyjnie.
Jestem osobą, która często popada ze skrajności w skrajność, w kwestiach psychicznych. Widzę albo świat biały albo czarny, i nic poza tym. Tak jest też w przypadku odchudzania. Czułam całym sercem, że wszystko mi się uda, że nie będzie to aż tak bardzo wpływać na mój nastrój, a co najważniejsze... Ja się nie zmienię i moje podejście do życia. Niestety się myliłam. Zmieniłam się bardzo, po pierwsze odżyłam, zaczęłam dostrzegać więcej pozytywności w swoim życiu, ale też mniej przejmować się wieloma sprawami. Zrobiłam się jeszcze bardziej pewna siebie, co jest dziwne, bo zawsze myślałam że pewność siebie od zawsze posiadam, stałam się odważniejsza i bardziej otwarta na ludzi. Zmieniła się też jedna rzecz... pojawił się okropny strach przed przytyciem, czy problemy typu obwinianie się o zjedzenie czegokolwiek i nie mówię tu tylko o nie zdrowych rzeczach, ale i normalnym jedzeniu które jem na co dzień. W pewnym momencie popadłam w taką skrajność gdzie, zmuszałam się do wymiotów po każdym zjedzonym pokarmie. Cieszę się że w porę nad tym zapanowałam i udałam się do psychologa. Gdy już udało mi się to pokonać, po moim ostatnim wyjeździe na mojej wadze pojawiło się +2kg. Popadłam w szał, pierwsze dwa dni przepłakałam i szczerze mówiąc przestałam jeść. Obwiniałam siebie i bałam się tego, że już cokolwiek bym nie zjadła, zacznę znów tyć. Jest to tak na prawdę świeża sprawa, bo chodzi o mój ostatni wyjazd do Łodzi. W tym momencie wróciłam znów do wagi przed wyjazdem, ale dla mnie to był koszmar.
Zaczęłam analizować wszystko co zjadłam i wypiłam. Wiem, co było przyczyną tego skoku wagi, jednak musiało to do mnie dojść, że mimo wszystko nie mogę aż tak oddać się tym dołkom, bo przecież w każdej diecie są wzloty i upadki. Ja jestem straszną panikarą i takie rzeczy mnie bardzo dotykają. Chcę byście wiedzieli, że każda dieta i zbijanie kilogramów to jest ogromna walka. W moim przypadku była to walka o życie. Nie jest ciągle kolorowo że codziennie schodzi po jednym kilogramie czy nawet za pstryknięciem palca będę chudszą wersją siebie. Gdzieś cały czas z tyłu głowy mam ten okropny strach i nie pewność. Decydując się na to, musimy zdawać sobie sprawę ile to wymaga od nas poświęcenia i przeżyć psychicznych, bo z jednej strony cieszę się że powoli widać mi obojczyki, a z drugiej strony moja psychika płata mi figle że wyglądam jakbym przytyła piętnaście kilo. Mimo że jeszcze cały czas dochodzę do siebie i układam wszystko w swojej głowie, chciałam Wam o tym opowiedzieć. Nie poddawajmy się i nie wątpmy w to co już osiągnęliśmy, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie wmawiajmy sobie rzeczy jakich nie ma. Jeśli już wiemy, że sami sobie z tym nie poradzimy, skorzystajmy z pomocy lekarzy, rodziny i psychologów. Gdybym ja tego nie zrobiła w porę, to czuję że dziś mogłabym Wam pisać o większych problemach jakie mnie spotkały.
Mam nadzieję, że to co napisałam się Wam podoba. Chciałabym dodać że koszula i szorty ze zdjęć pochodzą ze sklepu SHEIN i mam dla Was do niego kod rabatowy. Możecie mieć 20% zniżki przy zamówieniu powyżej 59$ na hasło kahs20, a wystarczy że klikniecie tutaj.
Koszulę w kwiaty znajdziecie szukając po kodzie id: 452427 lub klikając tu, a kod id spodenek to 472451 lub kliknij tu.
Koniecznie dajcie znać jak Wam się podobał dzisiejszy post. Czy ktoś z Was miał podobne wzloty i upadki?